wtorek, 29 października 2013

28.10 Gold Coast

Plan na dziś to była krótka eksploracja Glass House Mountains padło na jedyny szczyt na który można było się wspinać Tibrogargan.

 Mierząc od poziomu morza to skromne 300 m z hakiem ale praktycznie pionowej ściany, Marcel stwierdził że pikuś ale ja to spokojnie do niejednej wspinaczki w Tatrach mogę porównać. Trasa była na ok 3 godziny tam i z powrotem.


 Oczywiście dzień bez okazu to dzień stracony, na trasie spotkaliśmy ogromną jaszczurkę.


No mi ruszyliśmy w kierunku Gold Coast, przebiliśmy się przez Brisbane, tym razem bez zatrzymywania ale nie ukrywam że nie żałuję. Miasto jest ogromne i samo przejechanie stanowi już wyczyn a co dopiero zatrzymanie się gdzieś.

Dotarliśmy do Surfers Paradise, faktycznie królują tu ogromne wieżowce nad samym oceanem, jakoś nie te klimaty, przejechaliśmy zatrzymując się w następnych miastach na plażach dla porównania ale bez większego zachwytu.

Następnym punktem było Tweed Head, granica między Queenslandem a Nową Południową Walią czyli zatoczyliśmy już jeżeli chodzi o stany kółko,


 przesunęliśmy zegarki znów o godzinę do przodu, już raczej ostatni raz w Australii i jesteśmy w Kingskliff nad bardzo wietrznym oceanem, zupełnie innym niż ten z tropików nie dziwi mnie już fakt że to region uwielbiany przez surferów ....

https://plus.google.com/photos/100660507596258918899/albums/5946632325744712161?authkey=CI33r87w1--6TA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz