Ruszyliśmy rano z Rainbow Beach do
położonej 30 km dalej Tin Can Bay wyczytałam że rano do portu
przypływają oswojone delfiny, które można karmić, chciałam się
przekonać czy faktycznie tak jest, no i było.
Wszytko jest
pilnowane przez strażniczki z Parku Narodowego i są dokarmiane tylko
rano.
Plan na dziś to było Australia Zoo
założone przez Stevena Irwina pamiętnego łowcę krokodyli.
Początkowo była sceptyczna chodzenia po zoo, jednak wole zwierzęta
na wolności, ale ostatecznie jestem zachwycona formą w jakiej to
tu działa. Ptaki i jaszczurki w większości sobie wolno chodzą po
parku, o 12 jest zawsze bardzo ciekawy pokaz wraz z karmieniem
krokodyli.
No i co mnie urzekło ogromny wybieg swobodnie biegających
kangurów miedzy którymi się chodzi i można je karmić zakupioną
na miejscu karmą. Wreszcie mogłam jakiegoś pogłaskać bo tych na
wolności to strach, poza tym i tak by się nie dały.
Gwóźdź programu to był koale, jest
tu ich mnóstwo na wyciągnięcie ręki, były dziś wyjątkowo
aktywne. No i niespodzianka bo można sobie tu odpłatnie z nimi robić
zdjęcia, ale pan który zajmował się tym pozwolił nam zrobić
swoje :)
Ostatecznie te zoo ma u mnie ogromnego
plusa za całokształt.
Śpimy dziś nieopodal w Glass House
Mountains. Z bardzo ciekawymi wulkanicznymi szczytami, które może
mają i po 300 m n.p.m ale niewiele mniej przewyższenia. W okolicy
królują uprawy truskawek i ananasów, jakby kto myślał że ananasy
rosną na drzewach to wyprowadzam z błędu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz