No i dziś minął już tydzień w
Australii, strasznie szybko ten czas biegnie, do tego cały czas mam
rozdarcie, jechać bo nie ma czasu czy zwiedzać jak najwięcej po
drodze, wiem że wszystkiego się nie da mieć na raz ale boli mnie
każde miejsce które mijamy a go nie zobaczyłam :(
Rano wyruszaliśmy z Tharte w Nowej
Południowej Walii nad Oceanem spokojnym w kierunku Malbourne,
ostatecznie przejechaliśmy 400 km dzisiaj i jesteśmy w Sale w
Wiktorii.
nasz kolejny camping
|
Rano z powodu tej zmiany czasu było
naprawdę ciężko się zebrać, po krótkim spacerze po plaży
ruszyliśmy w drogę.
Następny przystanek mieliśmy w Eden
sprawdzaliśmy czy to naprawdę taki raj :)
Przekroczyliśmy granicę stanów z Wiktorią, myślałam że będzie jakaś kontrola, bo tu często sprawdzają czy nie przewozi się świeżych owoców, była jedynie tablica.
Trochę tego do przejechania było,
wiec po drodze tyko krótki przystanek na rozprostowanie kości i nie
tylko:) akurat trafiliśmy na szkołę jeździecką i dalej w drogę.
Tutaj się faktycznie jedzie kilometrami
i nie widać obecności ludzi, tylko przyroda, jeżeli już widać
jakieś osady to wielkie farmy i na zmianę owce i krowy a miedzy nimi
wieczorami kangury .
Zatrzymaliśmy się w miejscowości Lakes Entrance gdzie jest kilka pięknych przybrzeżnych jeziorek, oddzielonych mierzeją od oceanu a raczej Morza Tasmana w tym miejscu.
Założenie było takie żeby dotrzeć do Parku Narodowego Wilsons Promontory ale zostało nam jeszcze 150 m było już po 17.00 więc jesteśmy na campingu w Sale, mamy przynajmniej internet :) bo na tym półwyspie to były znów dzikie tereny.
Pięknie, czas leci szybko ale co zobaczycie to wasze :)
OdpowiedzUsuńCoś czuję że Marceli wymyśli teraz grę o kangurach, taki Axis & Allies tylko że z kangurkami ;)