Powinnam napisać co się działo dziś,
ale muszę zacząć od wczorajszego wieczoru. W rejonie Kings Kanyon
żyją dingo i lubią podchodzić pod tę jedyną ludzką osadę w
okolicy. Marcel oczywiście wypatrzył kilka i wyglądał
przekomicznie z głową wyciągniętą nad auto przez szyberdach :)
nie wiem kto bardziej polował, on czy pieski :)
Rano wybraliśmy się zdobyć te góry
na pustyni, o 9 rano było już dobrze ponad 25 stopni na ten dzień
zapowiadali 37 ale słowo daję że było więcej, później w drodze
co się zatrzymywaliśmy to gotowała nam się woda pod maską. Taka
wiosna w środku Australii :)
Kings Kanyon jest po prostu przepiękny,
warto było jechać tyle km żeby go zobaczyć, niestety było
przeraźliwie sucho.
Podobno po deszczu są piękne wodospady i
strumienie, a jak tu leje to raz i porządnie do tego stopnia że na
drogach są ustawione wodowskazy jak jest głęboko.
Po 4 godzinach wędrowania w skwarze
ruszyliśmy na Alice Springs.Były 2 opcje wracać się normalną
drogą i robić 500 km albo "na skróty" 300 km ale ponad
połowa tzw nieutwardzoną drogą, czyli coś jak nasza polna droga.
Marcel po rozmowie jeszcze z parką z Hawajów stwierdził że damy
radę, nawet pozwolenie na przejazd kupił, bo to teren
aborygenów i ruszyliśmy. Przejechaliśmy....... 100 ...... m :) tak
nas wytelepało że zgodnie stwierdziliśmy że auto tego nie przetrwa.
Dotarliśmy grzecznie asfaltem, po
drodze jeszcze złapaliśmy wielbłądy, co prawda nie dzikie a z
hodowli ale też się liczy :)
no i udało się dorwać trochę internetu i uzupełniłam w starych postach zdjęcia jak by kto chciał pooglądać :)
https://plus.google.com/photos/100660507596258918899/albums/5946082139682210097?authkey=CPGtt5i1j7f4GA
Przepiękne fotki !!! Czekamy z niecierpliwością na ciąg dalszy !!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiamy !!! Marta & Darek ;-)