poniedziałek, 25 lipca 2016

Zacznijmy od początku...


Po powrocie z wyprawy po Australii niestety już wiedziałam że apetyt rośnie w miarę jedzenia i 5 tygodni spędzonych tutaj to stanowczo za mało.
Chciałam zobaczyć jak wygląda to miejsce z perspektywy nie turysty ale mieszkańca.
Mam świadomość że teraz może to wyglądać zupełnie inaczej nie zobaczę nawet ułamka tych miejsc co wcześniej, nie pozwiedzam bo będę pracowała ale nie robię sobie specjalnie żadnych założeń jak się uda będzie dobrze.

Postawiliśmy z Marcelem wszystko na jedną kartę wypowiedzieliśmy obie prace, mieszkanie, pozbyliśmy się wszystkiego do ostatniego kubka cały nasz majątek mieści się obecnie na zdjęciu z poprzedniego posta ... Masakra ... w sumie to można powiedzieć że spaliliśmy wszystkie mosty

Serce rozdarte na pół pomiędzy Polska - cała rodziną wspaniałymi przyjaciółmi a Australią. To co zrobiłam dotarło do mniej mniej więcej w połowie drogi bynajmniej nie specjalnie ale w okolicach równika jak zmieniałam półkulę uświadomiłam sobie jak wywróciłam swój świat do góry nogami... Marcel miał w pewnym sensie ubaw po pas bo trwało to kilka godzin ryczałam jak bóbr, padałam ze zmęczenia wydawało mi się ze to mi się śni i znów ryczałam :P a czasu miałam dużo praktycznie 17 godzin...
Syrenka na Rynku w Warszawie 

Nasz pierwszy samolot 

Przydomowe "ogódki" w Dubaju

widok na okolice Bangkoku 

oraz lotnisko w samym Bangkoku na którym nas wygoniono z samolotu tylko żeby sie po nim przebiec i przejść kolejną kontrolę nie wiadomo po co... 
Dotarliśmy do Sydney po prawie 2 dobach podróży licząc z wyprawą do Warszawy, swoja drogą musiałam się zdecydować na wyprawę na drugi koniec świata żeby zobaczyć Rynek, Zamek i Stare Miasto w stolicy :) No i tu to poszliśmy już na całego przy tych wszystkich kontrolach, przejściach granicznych po drodze na lotniskach pilnowaliśmy wszystkich dokumentów no i przed wysiadka w Sydney jeszcze raz zobaczyliśmy czy wszystko jest,  włożyliśmy ładnie do teczki i ... zostawiliśmy ją na siedzeniu w samolocie. Cały smaczek polega na tym ze on po krótkim 15- minutowym sprzątaniu miał lecieć do Nowej Zelandii. Poznalibyśmy na własnej skórze o czym  był film Terminal! Nie wiem kiedy ostatnio tak szybko biegałam jak sobie uwiadomiłam,  na szczęście pani stewardessa już była z tą teczką na zewnątrz,  ufff.  Taka adrenalina pozwoliła mi zapomnieć że jeszcze muszą nas tu wpuścić a nie zadali żadnego pytania... podbili paszporty sprawdzili tylko buty trekkingowe które wykazaliśmy w bagażu i puścili ... :)
Sydney przywitało nas  słonkiem nad chmurami  pod nimi lało
no i zaczęło się... 



piątek, 22 lipca 2016

Karpig reaktywacja :)



Po niecałych trzech latach jesteśmy ponownie w Australii. Tym razem na cały rok jeżeli wszystko się uda choć znam wiele osób które bynajmniej nie złośliwie tylko z dobrego serca wolałyby żeby jednak się nie udało i żebyśmy szybciej wrócili.
Na razie jesteśmy tu 4 dzień,  dużo rzeczy do załatwienia jest i dużo się dzieje ale obiecuje znaleźć chwile żeby opisać nasze dotychczasowe przeżycia oraz ogarnąć troszkę formę prowadzenia tego bloga.
Żeby tradycji stało się zadość nasz obecny ekwipunek w dniu wyjazdu... odrobinę większy bo wyjazd odrobinę dłuższy :P no i już z mojego starego pokoiku u rodziców bo na tym etapie bylismy już oficjalinie bezdomni... Mapa narysowana w dzieciństwie na scianie zobowiązuje :)