Wycieczka w środku tygodnia, na chwilę byle żeby się gdzieś wyrwać... Na szczęście takich miejsc nie brakuje, dużo jest tu mikro Parków Narodowych które sprawiają przynajmniej wrażenie wolności w tym 6-cio milionowym mieście. My wybraliśmy Hornsby Park tak mniej więcej 1 h od domu a raczej Marcel wybrał bo zwykle to tak wygląda że ja nie wiem gdzie i na jak długo jedziemy.
Bardzo miły łagodny szlak wśród drzewek
kolejnych "małych" paprotek
oraz nie pamiętam nazwy - roślinki u nas doniczkowa tu troszkę większa
Za zakrętem była mała jaskinia a w niej...
narzędzia z epoki kamienia łupanego :P a tak szczerze to nawiązanie do niedalekiego ogromnego kamieniołomu na szlaku
Panowie naprawiali nam ścieżkę na trasie aż dziwne że nie stał tu jeden z pracowników pilnujący żeby nikt sobie krzywdy nie zrobił jak to mają w zwyczaju w Australii ... ja rozumiem bezpieczeństwo ale tu już naprawdę z tym przeginają 2 pracuje 2 pilnuje żeby się nikomu krzywda nie stała
Na tym etapie jeszcze nie wiedziałam jak daleko idziemy... lubi postraszyć
Fajny przykład "piętrowości" roślinności :)
Tym razem jednak się nade mną zlitował tylko spacer nad rzekę....
gdzie spełniłam swoje postanowienie o drzemce na łonie natury
trochę to trwało Marcel zdążył wybudować szałas - wersja letnia, przewiewna
kiedyś trzeba było się ruszyć niestety, jeszcze krótka ocena drugiego brzegu i odwrót
ale żeby nie było za lekko standardowo zboczyliśmy ze szlaku żeby kamieniołom zobaczyć... no i poleźliśmy dokładnie tam gdzie nie wolno
kamieniołom super, pojawił się niestety problem bo jego zbocza zostało tak mało za tą siatką że nie było szans obejść więc trzeba było wrócić przez te same krzaczory co się przedzieraliśmy, ja oczywiście całą drogę szłam mrucząc pod nosem "zabiję"
na koniec jeszcze trochę flory
i fauny ....
a może orzeszka????
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz