sobota, 6 sierpnia 2016

Sydney Olympic Park


Dziś rano czasu tutejszego mieliśmy otwarcie olimpiady w Rio, grzecznie obejrzeliśmy transmisję po czym wybraliśmy się na zwiedzanie tutejszego parku olimpijskiego z 2000 roku który mamy naprawdę blisko jakieś 3-4 km od siebie niestety po drodze mała naturalna przeszkoda, rzeka. Już sobie go wcześniej oglądaliśmy ze swojego brzegu. Nakarmiłam wróbelki na balkonie żeby za bardzo nie zgłodniały do powrotu i w drogę...
Sam park jest podzielony na 2 części taki typowy park, z jeziorkami, ławeczkami, grilami oraz druga część z wszystkimi stadionami która co jest fajne nadal żyje pełnią życia. Cały czas są tu zawody wszystkie stadiony są w użyciu a na środku nadal pali się znicz olimpijski, fajnie to wygląda. U góry plomień a z niego leje się woda, pod spodem są wstęgi ze zdobytymi medalami,  znaleźliśmy kilka polskich medalistów.

 











 
 No i kilka ciekawostek z drogi powrotnej do domu... Wyobraźcie sobie sytuację - mamy sobie kamieniołom, skończylismy wydobycie ale wiadomo została duza dziura w ziemii, z czasem napełnia się wodą, robi się bajorko zasiedlają się tam żabki, ptaszki i takie tam inne - fajnie. Tutaj okazało się że jest to tak cenne siedlisko dzikiej przyrody, że trzeba było to ogrodzić, co więcej żeby nikt przypadniem nie przeszkadzał tym żyjątką budujemy UWAGA ogromną nie wiem jak to nazwać ścieżkę widokową na kilkumetrowych słupach na około bajorka z krzesełkami jakbyś sie zmęczył :) po prostu Australia. Mnie prywatnie przyroda tego miejsca nie powaliła, pomysłowość narodu owszem.


Nawet nie możesz zmienić zdania i zawrócić ze spaceru :P



Ciekawe zagospodarowanie starego wraku





Lokalny Kopiec Kościuszki 



No i nasza rzeczka, teraz trzeba było tylko wrócić na swoją stronę ... W najblizszym czasie postaram się wrzucić poprzednie mikrowycieczki :)





1 komentarz:

  1. Pozdrowienia z LLU i czekam na kolejne wpisy :)

    Trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń